Dzisiaj byłam u doradcy finansowego... Pierwszy i... ostatni raz!!!
Dlaczego ostatni? Ponieważ mocno mnie to spotkanie rozczarowało. Nie chcę generalizować, ale tym wpisem chciałabym zwrócić Waszą uwagę na zachowanie osób wykonujących ten zawód. Nie można bezwzględnie ufać i wierzyć, że doradca rzeczywiście wybiera dla nas najlepsze rozwiązanie. Niestety nie wszyscy doradcy wykonują ten zawód z "powołania" - część z nich, podobnie jak większość pracujących osób - po prostu chce zarobić.
Dysponuję pewną nadwyżka finansową, którą bezpiecznie trzymam na lokatach bankowych. Moim celem w niedalekiej przyszłości jest zakup mieszkania, chcę jednak zebrać możliwie jak najwięcej kapitału, aby wziąć jak najmniejszy kredyt. Z uwagi na cel pierwotny, oszczędzone środki trzymam na krótkoterminowych lokatach, aby w przypadku napotkania super oferty, móc z niej skorzystać.
Dlaczego ostatni? Ponieważ mocno mnie to spotkanie rozczarowało. Nie chcę generalizować, ale tym wpisem chciałabym zwrócić Waszą uwagę na zachowanie osób wykonujących ten zawód. Nie można bezwzględnie ufać i wierzyć, że doradca rzeczywiście wybiera dla nas najlepsze rozwiązanie. Niestety nie wszyscy doradcy wykonują ten zawód z "powołania" - część z nich, podobnie jak większość pracujących osób - po prostu chce zarobić.
Dysponuję pewną nadwyżka finansową, którą bezpiecznie trzymam na lokatach bankowych. Moim celem w niedalekiej przyszłości jest zakup mieszkania, chcę jednak zebrać możliwie jak najwięcej kapitału, aby wziąć jak najmniejszy kredyt. Z uwagi na cel pierwotny, oszczędzone środki trzymam na krótkoterminowych lokatach, aby w przypadku napotkania super oferty, móc z niej skorzystać.
Do tej pory
zawsze samodzielnie przeglądałam oferty banków i wybierałam najlepsze dla
siebie opcje. Uważam, że nie jestem w ciemię bita i potrafię wybrać, to co mi
najlepiej odpowiada i spełnia moje potrzeby. Zdaję sobie jednak sprawę z tego,
że nie mam dostępu do wszystkich ofert, jakie pojawiają się na rynku. Dlatego otrzymana mailem oferta super lokaty, rzekomo „bez gwiazdek”, przykuła moją uwagę. Uznałam, że
może warto skorzystać z pomocy doradcy i zapoznać się bliżej ofertą, która dla mnie, szarego człowieka byłaby niedostępna. Zostawiłam swoje dane, z prośbą o
kontakt. Chciałam nie tylko zapoznać się z ofertą lokat, ale również - a może
przede wszystkim - zorientować się w aktualnej zdolności kredytowej. To była
dla mnie istotna informacje, ponieważ od niej zależała moja decyzja co dalej robić z oszczędnościami - wrzucać na lokatę, czy już może zacząć intensywne poszukiwania nowego lokum.
Wszystko
zaczęło się dość niewinnie. Telefon od miłej pan z Call center firmy mającej
piękne fioletowe logo. Krótka rozmowa. Umówienie na spotkanie z ich
specjalistą, który na pewno znajdzie dla mnie najlepsze rozwiązanie i uwzględni
wszystkie moje potrzeby! Po tak miłym wstępie, pełna nadziei i optymizmu,
poszłam na spotkanie…
Cel
dotyczący oceny aktualnej zdolności kredytowej został osiągnięty - jeśli mogę
to tak ująć. Już bowiem po krótkiej rozmowie okazało się, że na chwilę obecną
nasza sytuacja nie wygląda tak, jak bym sobie tego życzyła, a kredytu na
zaproponowanych warunkach nie akceptuję. Stwierdziłam zatem, że na chwilę
obecną najlepszym rozwiązaniem dla mnie jest dalsze konsekwentne ciułanie
groszy. Niestety tą myślą podzieliłam się z doradcą…
Dla
wyjaśnienia - już na wstępie rozmowy o inwestowaniu zastrzegłam, co następuje:
- interesuje
mnie tylko krótkoterminowe lokowanie środków,
- tylko
tradycyjne lokat bankowe, bez gwiazdek, polis itp.,
- nie
interesują mnie fundusze inwestycyjne.
Doradca zadał
mi jeszcze kilka dodatkowych pytań, aby "lepiej" dopasować ofertę. Zapytał między innymi o stan oszczędności, przewidywany czas deponowania środków, miesięczne możliwości
oszczędzania i... Wtedy padła propozycja - lokata dająca 6,5% z okresem
deponowania na 3 miesiące! No i oczy się głupiej babie zaświeciły - to chyba
urok tego doradcy sprawił, że mi się od razu lampka w głowie nie zapaliła, że to coś
dużo w stosunku do tego, co było na rynku pod koniec roku, a przecież w międzyczasie nie było
żadnego skoku stóp procentowych... No ale wszystko się zgadzało: krótki okres
deponowania, super oprocentowanie i szybka decyzja: „Biorę to!” -bo przecież, to
była super oferta! Inne przy niej wymiękały…
Na moje
pytanie, czy mogę od razu skorzystać z tej propozycji padła szybka odpowiedź, że oczywiście
tak, po czym pan zaczął mi jeszcze coś mówić o inwestycji w obligacje. Że dają super zyski… Że
na 6 lat… Że wysokie oprocentowanie… Że pozwala już nawet po kilku latach odłożyć
ładną kwotę. I że tylko 24 000 zł wpłacę raz w roku...
Doradca
już biegł po umowę, już cieszył się z zarobionej prowizji. I wtedy się zaczęło najlepsze. Powiedziałam zdecydowanie, że inwestycje w obligacje na ten moment zupełnie mnie nie interesują , z uwagi na długi okres "zamrożenia" środków. Ale tą umowę o lokatę poproszę. Niestety wtedy moje marzenia o super zarobku zostały rozwiane. Nagle okazało się, że mogę
podpisać umowę o lokatę, ale z dodatkowym "gratisem", który Pan
przedstawił mi nie jako produkt pakietowy, a jako alternatywną formę inwestowania pieniędzy! Dowiedziałam się wtedy, że to są
produkty powiązane i nierozłączne! A wcześniej nawet raz nie padła taka
informacja.
Doradca sprawiał wrażenie mocno poirytowanego. Przyszła głupia baba i głupimi pytaniami zdemaskowała jego sprytny plan nabijania ludzi w butelkę. Przyparty do muru, musiał niestety pogrzebać moje nadzieje na super zysk i swoje nadzieje na ładną prowizję. Czyli - oboje na tym straciliśmy. No cóż, wszystko przez głupią babę...
Doradca sprawiał wrażenie mocno poirytowanego. Przyszła głupia baba i głupimi pytaniami zdemaskowała jego sprytny plan nabijania ludzi w butelkę. Przyparty do muru, musiał niestety pogrzebać moje nadzieje na super zysk i swoje nadzieje na ładną prowizję. Czyli - oboje na tym straciliśmy. No cóż, wszystko przez głupią babę...
Tak oto
spotkałam się osobiście z osławioną już polisolokatą... Jakie wrażenia? Rozczarowanie,
duże… Najgorsze jest jednak to, że sama jestem sobie winna. Doskonale zdaję
sobie przecież sprawę z tego, że nie ma takich cudownych ofert. Nawet perełki,
które czasem się pojawiają na rynku lokat, nie przebijają w takim stopniu oferty konkurencji. Od razu powinno to zwrócić moją uwagę, dzięki czemu zaoszczędziłabym sporo czasu i nerwów.
Ale, co tam
ja… Ktoś nawet może spyta, co mnie w tej historii tak mocno zbulwersowało, że aż
popełniłam tak długi wpis na blogu. Otóż tłumaczę. Ja, człowiek prosty, chyba
lekko naiwny i łatwowierny, miałam zawsze w głowie zakodowane, że doradca
finansowy, to zawód "zaufania publicznego". Że można do niego
bezpiecznie iść i wierzyć, że wybierze dla nas najlepszą z możliwych ofert. A co
zastałam? Człowieka, który jedynie próbuje na siłę sprzedać produkt. Smutne. Po prostu.
Zdałam sobie
dzisiaj sprawę jak bardzo musimy być czujni. Doradca niestety nie zawsze (bo
nie chce napisać, że prawie nigdy tego nie robi) poleca nam najlepsze dla nas rozwiązanie. Skorzystanie z jego usług, nie zwalnia nas z obowiązku myślenia oraz dodatkowego sprawdzenia i przeanalizowania dostępnych na rynku ofert. Nasza łatwowierności i bierność może nas naprawdę sporo kosztować.
A najgorsze w tej historii jest to, jak wiele osób się na to łapie!! W trakcie mojej wizyty widziałam dwójkę starszych osób, które wyszły z biura z umową w ręku - a wcześniej słyszałam, jak mówili w recepcji, w jakiej sprawie przyszli i wiem, że chodziło im o ulokowanie zaoszczędzonych pieniędzy...Od razu pojawia się pytanie - czy ci ludzie mięli również w taki sposób przekazaną te super ofertę? Czy przeczytali umowę przed jej podpisaniem? Czy wiedzieli dokładnie na co się decydują? Śmiem wątpić wiedząc, w jaki sposób przedstawiane są takie propozycje i jak wiele osób nie czyta tego co podpisuje...
A najgorsze w tej historii jest to, jak wiele osób się na to łapie!! W trakcie mojej wizyty widziałam dwójkę starszych osób, które wyszły z biura z umową w ręku - a wcześniej słyszałam, jak mówili w recepcji, w jakiej sprawie przyszli i wiem, że chodziło im o ulokowanie zaoszczędzonych pieniędzy...Od razu pojawia się pytanie - czy ci ludzie mięli również w taki sposób przekazaną te super ofertę? Czy przeczytali umowę przed jej podpisaniem? Czy wiedzieli dokładnie na co się decydują? Śmiem wątpić wiedząc, w jaki sposób przedstawiane są takie propozycje i jak wiele osób nie czyta tego co podpisuje...
W moim
przypadku nie pomogły nawet zdecydowane słowa wypowiedziane na samym początku, że ja nie chcę żadnego rozbudowanego
produktu, który jest porównywalny z zakupem kota w worku. Tego człowieka w
ogóle nie interesowało to, jakie ja mam potrzeby. Powiedziałam, że interesują
mnie tylko bezpieczne i krótkoterminowe inwestycje, a zaproponował mi 6 letnią
inwestycję z możliwością straty 75% zainwestowanego
kapitału (w przypadku wcześniejszego zerwania umowy)! Co gorsze w momencie, kiedy
zapytałam o jakiś regulamin, wzór umowy, to Pan stwierdził, że bez sensu jest "to"
czytać, bo umowa jest standardowa dla kilku opcji, a on mi tu przecież
tylko jedną z nich przedstawił i to bardzo szczegółowo, więc po co się
niepotrzebnie zajmować jakimś regulaminem... Halo!? Ale to chyba ja mam prawo
decydować, czym się chce zainteresować i co chcę przeczytać! Oczywiście wyszłam
od Pana ze stwierdzeniem, że się zastanowię nad tą super ofertą, ale proszę się
ze mnę nie kontaktować, sama zadzwonię ;)
Po raz
kolejny przekonałam się że jeżeli sama o siebie nie zadbam to nikt tego za mnie
nie zrobi. I tak po powrocie siadłam do zapoznania się z aktualnymi ofertami
banków, o czym zapewne niedługo Wam doniosę...
Tekst ten
piszę ku przestrodze. Jeśli chociaż jedną osobę uda mi się ustrzec przed
pochopnym skorzystaniem z jakiejś superoferty, to będzie mój wielki sukces. A może Wy
sami macie podobne doświadczenia w tym zakresie? Jeśli tak, to proszę
podzielcie się nimi w komentarzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz