środa, 1 stycznia 2014

mój minimalistyczny świat

Temat minimalizmu jest mi bliski od dłuższego czasu. Głębsze zainteresowanie tym tematem pojawiło się w moim życiu, wraz z moimi dziećmi. To dzięki nim zaczęłam zauważać i doceniać małe radość, czerpać satysfakcję z rzeczy, które były dla mnie wcześniej "normalne". Zaczęłam dostrzega znaczenie małych rzeczy. I co najważniejsze, czuję się przez to szczęśliwsza.



Odkrycie minimalizmu wynikało u mnie również z pewnej frustracji życiem i światem. Uświadomiłam sobie swoje niezadowolenie z konsumpcyjnego stylu życia. Z każdym dniem narastała we mnie złość na ten ciągły pęd i brak czasu. W ten właśnie sposób pojawiła się w moim życiu nowa pasja - upraszczanie świata, w celu osiągnięcia jak największej satysfakcji z każdej minuty życia. Albo inaczej - Carpe diem.

Jak ja rozumiem minimalizm? Dla mnie są to zasady, które pomagają mi czuć się spełnioną w życiu. Zawsze marzyłam o wielkim domu. Teraz już wiem, że to wcale nie da mi pełni szczęścia. Duży dom, to więcej pracy i kłopotów oraz więcej czasu straconego na jego posprzątanie. Prawda jest taka, że do szczęśliwego życia potrzebujemy tak naprawdę niewielu rzeczy. A dodatkowo jeśli nie doprowadzamy do zagracenia naszego otoczenia, to okazuje się, że duży dom wcale nie jest nam do szczęścia potrzebny. Jeśli posiadamy mniej rzeczy, to wystarczy nam mniejsza przestrzeń żeby je pomieścić, a dzięki temu stracimy również mniej czasu na sprzątanie, a czas ten będziemy mogli przeznaczyć na to co naprawdę ważne. Nie chodzi o to, aby wyrzec się wszystkiego w życiu, ale jedynie nauczyć się cieszyć z tego, co już posiadamy i czerpać z tego satysfakcję. Warto uświadamiać sobie co jest nam niezbędne do życia, co jest użyteczne, co podnosi komfort życia, a co stanowi jedynie chwilowy kaprys i na krótko przynosi satysfakcję z posiadania danej rzeczy. Po głębszej analizie łatwo jest odnaleźć w swoim otoczeniu rzeczy, bez których możemy się obyć, bez jakiejkolwiek straty na jakości naszego życia. I tu pojawia się pytanie: po co nam te zbędne rzeczy zagracają świat?

Pierwszym moim osiągnięciem w temacie minimalizmu jest to, że nauczyłam się cieszyć z tego, co już posiadam. Wiem, że to co mam na chwilę obecną jest dla mnie satysfakcjonujące i wystarczające. Nie staram się na siłę zdobywać nowych rzeczy, ponieważ zrozumiałam, że posiadanie wielu rzeczy nie czyni nas tak naprawdę bardziej szczęśliwymi. Posiadanie coraz większej liczby rzeczy sprawia jedynie, że pragniemy więcej. Wystarczy chwilę się zastanowić, aby zrozumieć tę prawdę i odkryć jak niewiele potrzebujemy do szczęścia. Sprawdza się tu powiedzenie, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. I ja się z tym stuprocentowo zgadzam, dlatego teraz świadomie kontroluję swój "apetyt na życie". Dodatkowo zrozumiałam w końcu, że ważna jest jakość, nie ilość. Lepiej jest posiadać jedną rzecz dobrej jakości, niż wiele bubli. Ważniejsza może być minuta zabawy z dzieckiem, niż cały weekend w domu, ale spędzony przez telewizorem.

Warto zauważyć, że ciągle rosnące potrzeby i pęd za posiadaniem nowych rzeczy sprawia, że w naszym otoczeniu zaczyna panować coraz większy chaos. Posprzątanie domu "przeładowanego" rzeczami to naprawdę nie lada wyzwanie. Dodatkowo zauważyłam, że u mnie nadmiar rzeczy powoduje rozdrażnienie i utrudnia koncentrację. Dlatego bardzo ważne jest zrozumienie zasady, że mniej bardzo często oznacza więcej. Mniej rzeczy w moim otoczeniu, nie rozprasza mojej uwagi, a przez to stwarza większą przestrzeń dla rzeczy ważnych. I właśnie z tego powodu warto uporządkować przestrzeń wokół siebie. Chodzi o to, aby w naszym otoczeniu nie było niepotrzebnych "przeszkadzaczy", które nas ograniczają. Mniej rzeczy to zazwyczaj mniej czasu potrzebnego na ich sprzątanie, a także większa przestrzeń do życia..

W moim przypadku najtrudniejsze było odpuszczenie sobie. Zawsze byłam perfekcjonistką i wielokrotnie poprawiałam, ulepszałam to co robiłam. Zrozumiałam, że nie warto. Wiele spraw i zadań nie musi być wykonanych perfekcyjnie. Bo czy to, że dziecko ma idealnie wyprasowane pieluchy jest dla niego najważniejsze? Przez długi czas uważałam, że tak. Myślałam że w ten sposób okazuję dziecku jak mocno je kocham. Teraz już wiem, że to nie jest prawdą. Dla dziecka najważniejszy jest mój czas. Dużo więcej radości da mu dodatkowy kwadrans mojej uwagi, czy wspólnej zabawy i to ta dziecięca radość jest bezcenne. Uświadomiłam sobie, że czas mija bezpowrotnie. Staram się cieszyć każdą chwilą, póki trwa. Teraz już wiem że należy cieszyć się każdą minutą z dzieckiem, obserwować jego postępy i potrafię to robić. Wiem, że za chwilę moje dzieci ruszą w świat i nasze relacje się zmienią. Mam przestanie być już tak istotna w ich życiu. Wtedy będę musiała poszukać dodatkowych radości. Może to będą wnuki... Czas pokaże. Ale w chwili obecnej jestem tu i teraz i upajam się tymi chwilami. 

Dzisiaj już wiem, że dla mnie ważne są tylko: moja rodzina i jej zdrowie. I tylko to jest mi tak naprawdę potrzebne do szczęścia. To moja rodzina czyni mnie szczęśliwą. Oczywiście są jeszcze inne sprawy i tematy w moim życiu, ale nie uważam ich już za ważne, może jedynie część z nich jest jeszcze istotna, ale cała reszta to sprawy bez których łatwo się obejść. Bez innych rzeczy mogłabym się obejść, ale nie bez rodziny. To rodzina jest dla mnie motywacją do dodatkowych działań. A dbanie o jej dobro daje mi wielką satysfakcje i dużo szczęścia.

Dlaczego ten temat poruszyłam na blogu o finansach? Chociaż nie rozwinęłam powyżej jakoś szczególnie kwestii minimalizmu w aspekcie finansów, to teraz chciałabym podkreślić, że akurat w tej dziedzinie życia mają one bardzo duże znaczenie. Minimalizm pomaga nam racjonalnie wydawać pieniądze. Dzięki jego założeniom łatwiej zrozumieć, że wiele rzeczy postrzeganych przez nas jako niezbędne, nie wnosi niczego nowego do naszego życia i nie zwiększa poziomu satysfakcji. Czasem nasze potrzeby wynikają jedynie z reklamy, czy presji presji otoczenia.

Dla mnie w kwestii finansów kluczowa stała się zasada Leo Babuty dotycząca stworzenia listy potrzebnych rzeczy. Zawsze jak wpadnę na pomysł, aby kupić coś nowego, albo stwierdzam, że coś jest mi jednak niezbędne do życia, zapisuję to na kartce wraz z datą tego stwierdzenia. Następnie, o ile nie jest to rzecz całkowicie niezbędna, staram się odczekać kilka dni, tygodni. Jeśli po tym czasie okazuje się, że byłam w stanie się bez tego obyć, wiem już, że ta rzecz nie jest mi tak naprawdę potrzebna i zazwyczaj z niej rezygnuję. Prosta zasada, a uchroniła mnie już przed wieloma niepotrzebnymi zakupami. Polecam gorąco!

Dla wszystkich chcących zgłębić bardziej temat minimalizmu polecam moją ulubioną w tym temacie książkę Minimalizm - Leo Babauta. Książka jest napisana bardzo przystępnym językiem. Jest zbiorem tekstów, wcześniej publikowanych przez autora w internecie, wzbogaconym o nowe treści. Wracam do tej lektury bardzo często. Polecam ją również na prezent dla osób zabieganych, którym brakuje czasu na rzeczy ważne lub które mają problem z uświadomieniem sobie tej prawdy. Może i im uda się zwolnić i odnaleźć szczęście w małych rzeczach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz