wtorek, 10 września 2013

moje pierwsze zaskoczenia

Po pierwszym miesiącu rejestrowania wydatków przeżyłam szok. Najbardziej zdziwił mnie poziom moich wydatków na jedzenie! Nigdy nie przypuszczałam, że wydajemy z mężem na jedzenie ponad 1000 zł miesięcznie! A co gorsza, nie przesadzę jeśli napisze, że 20 % z tego ląduje ostatecznie w koszu, ponieważ nie zdążyliśmy czegoś zjeść w terminie przydatności do spożycia. To nie było tak, że wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, że sporo jedzenia się u nas marnuje. Byłam świadoma tego, że kupujemy za dużo, jednak nie potrafiłam tego zmienić. Dopiero konkretne liczby uświadomiły mi moje marnotrawstwo. Możesz mi uwierzyć, że już w następnym miesiącu nasze wydatki na ten cel spadły o prawie 15%! I, co ciekawe, zupełnie tego nie odczuliśmy na naszych żołądkach. Po prostu, po tej lekcji, zaczęliśmy bardziej racjonalnie wydawać pieniądze.
Oczywiście produkty spożywcze to nie jedyna grupa kosztów, które nas zaskoczyły i doprowadziły do zmiany nawyków. Drugim zaskoczeniem był dla mnie poziom wydatków na kupony lotto. Nie bez powodu ktoś określił ten wydatek "podatkiem od głupoty"! Ja może nie byłabym, aż tak radykalna w stwierdzeniach, ale na pewno można to nazwać "podatkiem od naiwności". Wydatku tego nie udało mi się zupełnie wyeliminować do tej pory (cóż, ciągle jeszcze towarzyszy mi przekonanie, że na pewno się uda! ;) ) niemniej jednak staram się ograniczać do maksymalnie kilku zakładów miesięcznie, a przy początkowym poziomie ok 100 zł jest to już znaczna oszczędność, nawet patrząc tylko w skali miesiąca.
Oczywiście z biegiem czasu i pod wpływem wprowadzenia coraz bardziej szczegółowych rejestrów kategorii wydatków, pojawiały się kolejne oszczędności. Na chwilę obecną mogę się pochwalić, że z poziomu 0 oszczędności od momentu rozpoczęcia rejestrowania wydatków udało mi się odłożyć ok 30% przychodów z tego okresu. Chyba zgodzisz się ze mną, że było warto, prawda? A to jeszcze nie koniec...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz